wtorek, 6 grudnia 2016

Wczoraj i dziś...

Wczoraj był taki dzień... Niby normalny poniedziałek, ale dla mnie był to dzień (sama nie wiem jakiego słowa użyć) beznadziejny, niekorzystny, dołujący...

Niby nic takiego się nie stało, ale czasami tak już mam, że mój optymizm znika a w zamian pojawia się pesymizm, też tak macie?
Wszystko widziałam w czarnych barwach. Stwierdziłam, że jestem beznadziejną matką, że za mało czasu poświęcam dzieciom, że nie jestem tak cierpliwa jak powinnam być. Siedzę w domu, nie pracuję, mój mąż nas utrzymuje a ja nie potrafię zająć się rodziną i domem tak jakbym chciała. Drażni mnie góra prasowania, z którą powinnam się uporać, denerwują mnie rzeczy nie na swoim miejscu, itp. Perfekcyjną panią domu to ja nie jestem. Nie potrafię wykorzystać czasu tak jakbym chciała. Łzy same napływały do oczu i gdyby nie moje dzieci, mąż i obowiązki to położyłabym się do łóżka i wypłakała w poduszkę, ale co by to dało...

Skąd ten pesymizm? Wszystko przez jeden telefon. W piątek byłam na rozmowie kwalifikacyjnej i w poniedziałek pani miała dzwonić czy dostanę tą pracę. Zadzwoniła, podziękowała za poświęcony czas i powiedziała, że dokonała wyboru innego kandydata. Nie byłam nastawiona, że dostanę tą pracę, ale jednak jakaś nadzieja była... Może nie z każdym wysłanym CV, ale na pewno z każdą kolejną rozmową o pracę mój optymizm topnieje a w głowie słyszę słowa mojej córki "chyba nigdy nie znajdziesz pracy", choć wiem, że jest jeszcze mała i tego do końca nie rozumie, nie chciała sprawić mi przykrości.

Dziś już jest lepiej, złe myśli oddaliły się, choć jeszcze nie zniknęły. Mam nadzieję, że z każdym dniem będzie lepiej. Wiem, że ludzie mają gorsze problemy, wiem, że mam cudowne dzieci i wspaniałego męża, którzy mnie kochają. I wiem, że perfekcyjnie wysprzątane mieszkanie nie jest konieczne do szczęścia rodziny ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz